czwartek, 23 października 2014

Hejszowina "Little Wind" highline

Hejszowina to wspinaczkowe określenie na cały obszar Gór Stołowych. W tym rejonie znajduje się między innymi Szczeliniec Wielki. Jest to miejsce dla mnie wyjątkowe, ponieważ byłam tam tylko raz w październiku 2008 roku czyli dokładnie 6 lat temu.
Jeśli dobrze pamiętam, wyjazd ten miał miejsce jakoś niedługo po tym jak zaczęłam chodzić po slacku – może miesiąc lub dwa. Pojechaliśmy wtedy z Jankiem Gałkiem, Damianem Czermakiem i Wojtkiem „Papa kox” na Hejszowinę w celu powieszenia „Windy Gap” highline. Pamiętam tylko, że było bardzo zimno i przez mocny wiatr riggowanie taśmy zajęło aż 5 godzin.

Odrobinę wiało.. Hejszowina 2008
Przejście Damiana Czermaka na „Windy Gap”, Hejszowina 2008

 W tym czasie jak zaczynałam chodzić, slackline właściwie nie był w żaden sposób zdefiniowany. Nie wiem czy ktoś z nas wtedy się zastanawiał, czy jest to rodzaj sztuki, zajęcie na czas wolny czy sport. Pamiętam, że moje wyobrażenie w głowie jak taka taśma na wysokości wygląda, zupełnie odbiegało od rzeczywistości. Przede wszystkim nie spodziewałam się, że ta dyscyplina może okazać się na początku tak trudna i… przerażająca.
Myślę, że warto dodać, że były to czasy kiedy rekordem świata longline było 123,5 metra pokonane przez Damiana Cooksey (obecnie rekord ustanowiony przez Jerrego Miszewskiego wynosi pół kilometra).



W Polsce też można było policzyć na jednej ręce osoby posiadające profesjonalny sprzęt do powieszenia taśmy dłuższej niż 20 metrów. Filmikiem, który nas wtedy inspirował był „Slacklife” zrobiony przez Catalistic Productions z udziałem obecnej ikony sportu Andy’ego Lewisa. Możecie zobaczyć dokładnie na jakim poziomie był wtedy slackline.




Moją pierwszą reakcją na ujrzenie pierwszego w życiu highline było „Chyba sobie żartujecie!”. Nawet do głowy mi nie przyszło założyć uprząż. Stwierdziłam, że to nie dla mnie, zbyt ekstremalne i nigdy nie będę tego robić.
13 września bieżącego roku wybraliśmy się z moim chłopakiem Marcinem Cybulskim, Pawłem Żukowskim i grupą znajomych właśnie w to miejsce. Umierałam z ciekawości jak po tylu latach na nie spojrzę. W planach mieliśmy zawieszenie dwóch highlinów: krótszego „Little Wind” 15m długości i właśnie historycznego „Windy Gap” 33m długości. Set-up okazał się dużo bardziej skomplikowany niż myśleliśmy i w ostateczności po powieszeniu krótkiej taśmy zabrakło nam zawiesi na zrobienie drugiej (następnym razem!).

Moje pierwsze przejście na „Little Gap”. Dłuższy 33-metrowy highline biegnie do krawędzi skały po prawej stronie zdjęcia fot. Marcin Cybulski


Po spojrzeniu na dłuższą wersję taśmy i rozmowach z Marcinem, zorientowałam się, że highline, który widziałam jako pierwszy w życiu nie bez powodu zrobił na mnie tak duże wrażenie. Linia wydaje się potężna i sprawia wrażenie dłuższej niż jest w rzeczywistości (wygląda na dobre 40 metrów). Dodatkowo taśma kończy się przy krawędzi skały, co potęguje wrażenie ekspozycji. Samo spojrzenie na miejsce robi duże wrażenie.
Po rozwieszeniu krótkiego hajka przyszła na moją kolej i.. pokonałam ją zupełnie bez problemu. Był to drugi highline w który miałam okazję się wstawić po wymuszonej 3-miesięcznej przerwie od jakiejkolwiek aktywności (pierwszym był Motyl). Było to o tyle ciekawe doświadczenie, że highline sprzed tygodnia był dużo krótszy, a bałam się na nim okrutnie. Widocznie musimy spędzić określoną ilość czasu oswajając się z wysokością i przestrzenią.

Odrobina mgły drugiego dnia fot. Paweł Graczyk
Moje przejście drugiego dnia w coraz bardziej pogłębiającej się mgle fot. Paweł Graczyk


Taśma ta znajduje się pomiędzy dwoma tarasami widokowymi na które stale przybywaja grupy turystów. W niedziele śmialiśmy się, że rekompensujemy turystom widoki, ponieważ mgła ograniczała widoczność do minimum.

Piękny krajobraz z tarasu widokowego ;) fot. Karolina Lis


Historia zatoczyła koło, a morał taki, że wiele limitów stawiamy sobie sami. Odpowiednia wola i determinacja mogą zaprowadzić nas w miejsca gdzie nigdy nie sądziliśmy, że się znajdziemy. No i nigdy nie mów nigdy..:)

TOPO "Little Wind" highline (Podziękowania dla Damiana Czermaka za pomoc!)

Stanowiska: Pierwsze stanowisko „Little Wind” highline budujemy wykorzystując taras widokowy (lewy patrząc w kierunku ścian), znajdujący się ponad drogami Bellcanto, Serce to samotny myśliwy itd. Do zbudowania stanowiska użyliśmy trzech pionowych barierek tarasu plus jeszcze jedna na back-up. Na stan potrzebne będą dosyć długie spansety lub około 30 metrów statyka. Drugie stanowisko budujemy w okolicach wyjścia z drogi Trudna Szóstka z wielkiego poziomego głazu, który oplatamy znów długimi spansetami lub podwójnie lub potrójnie złożonym statykiem (też ok 30 metrów).


Film ze Szczelińca Wielkiego latającym okiem Nigra-photo



Cała galeria zdjęć z Hejszowiny: Hejszowina na SlackOn
Dłuższa wersja notki na SlackOn.pl: Hejszowina "Little Wind" highline

czwartek, 25 września 2014

Motyl highline w Rudawach

Zawsze z moim chłopakiem Marcinem Cybulskim marzyło nam się powiesić jakiś projekt tylko we dwójkę. Taka wyprawa od razu staje się dużo bardziej osobistym doświadczeniem. Po trzy miesięcznej przerwie od wszelkiego rodzaju aktywności bardzo chciałam wrócić do highlinowania. Uznaliśmy, że krótka taśma "Motyl" mająca około 12 metrów będzie w tym celu idealna. Highline nie jest względnie wysoko nad ziemią, ale znajduje się na wzniesieniu, dzięki czemu możemy poczuć ekspozycję.


 Bardzo ciekawiło mnie, a zarazem byłam odrobinę zestresowana tym, jak zareaguje na przestrzeń i ekspozycję. Czasami przerwy od highlinowania sprawiają, że highline, który wcześniej pokonaliśmy z łatwością nagle staje się dla nas trudny. Zaczynamy bać się znacznie bardziej. Nie ukrywając - niemal nigdy nie jest tak, że strachu nie czujemy. Zawsze przed wejściem na highline towarzyszy nam choćby odrobina ekscytacji. Jednak, gdy chodzimy dużo, uczymy się coraz lepiej nad tymi emocjami zapanować. W końcu, po dłuższej chwili, udało mi się pokonać taśmę.


 Podczas naszej wizyty dookoła krążyły burzowe chmury. Kwestią nie było czy będzie padać, ale raczej, kiedy? Na szczęście było na tyle ciepło, że padający deszcz nie był uciążliwy. Do tego na niebie pojawiła się ogromna tęcza :)

Marcin wykonujący exposure turn do tęczy :)

 i bez problemu pokonuje wielokrotnie taśmę
 

Aby zawiesić stanowisko Marcin wspiął się tradowo Drogą Klasyczną IV na Starościńską Igłę. Po drugiej stronie udało nam się wszystko zawiesić na naturalnej protekcji. Dodatkowo, żeby wspomóc nasz rig na skale, przymocowaliśmy zawiesie za pomocą frienda.

Znaleźliśmy to miejsce około roku temu, gdy poszliśmy wspólnie z Łukaszem Motylewskim na rozpoznanie terenu. Okazało się idealne na nowy projekt i postanowiliśmy przyjechać za tydzień i go zrealizować.
Historia nazwy highlina jest krótka - był to pierwszy highline, którego w życiu pokonał Łukasz Motylewski (OW). Marcin Korzeniewski i ja przeszliśmy taśmę w stylu OS FM, a Marcin Cybulski zaliczył OW.

Marcin pokonujący taśmę w jedną stronę

 OS FM na pierwszym przejściu


Pełna galeria zdjęć z pierwszego zawieszenia highline: Motyl highline (SlackOn Facebook)

środa, 2 lipca 2014

Sokoliki highline trip – czeski „AAARGH!!!”

Kolejny raz zawitaliśmy do Sokolików tym razem w składzie ja, mój chłopak Marcin Cybulski, Basia Sobańska i Piotrek Ruszkowski. Powiesiliśmy dłuższego czeskiego highline między sokolikami "Zmrdi řvou aka AAARGH!!!" długości 18 metrów, wysokości 30 metrów.


Zmotywowani i szczęśliwi na drodze w Sokoliki


Nie był to pierwszy raz kiedy działaliśmy highlinowo razem z Basią Sobańską. Za każdym razem jak zgrywamy się razem: ja (Karolina Lis), Marcin Cybulski (mój również highlinujący chłopak) i Basia tworzymy prawdziwy dream team. Jesteśmy zawsze mocno zorganizowani, zmotywowani i dokonujemy swoich najlepszych przejść (nawet wstajemy o 7 rano żeby podziałać jak najwięcej i skorzystać z dnia. Jest to bardzo nietypowe w środowisku slacklinowym ;) ) Towarzyszył nam również Piotrek Ruszkowski próbujący swoich sił pierwszy raz w skałach na hajku.
Tym razem w Sokolikach nie było inaczej. Umówiliśmy się dość spontanicznie na ten wyjazd do ostatniej chwili nie wiedząc czy faktycznie pojedziemy. W końcu w piątek udało się! Wsiedliśmy do pociągu i byliśmy w drodze w nasze ukochane Sokoliki.

Topo
"Zmrdi řvou aka AAARGH!!!" highline został wytyczony przez Czechów w roku 2012. Jest to najdłuższa opcja jaką można powiesić miedzy Sokolikami (18 metrów). Stanowisko na Dużym Sokoliku buduje się przy pomocy zaklinowanej tam belki o skałę i potrzebne są na prawdę długie zawiesia taśmowe (5 m), które układa się później na wystającym "zębie" skalnym. Po drugiej stronie na Małym Sokoliku wykorzystujemy stanowisko zjazdowe z drogi "Chirurgia Palca" i robimy pętle dookoła wielkiego głazu jako nasz backup. Highline jest na prawdę pięknie wyeksponowany i daje nam panoramę na całą dolinę. Przy przejściu w drugim kierunku do "zęba" skalnego możemy uświadczyć ekspozycji poniżej stanowiska. Na początku ta strona highline była dla mnie trudniejsza ale po rozchodzeniu się na taśmie skompletowanie go w obie strony nie stanowiło problemu.

Pierwszego dnia udało nam sie zawiesić hajka w jakieś 2 godziny. Posiadanie w ekipie drugiej dziewczyny znającej techniki riggowania przyśpiesza całą akcję i jest bardzo motywujące.


Basia w swoim pierwszym Full-Manie o zachodzie słońca

Basia przeszła hajka jako pierwsza w dwie strony bez problemu. Widząc jej determinację zmotywowałam się do wstawienia i po dwóch próbach przeszłam hajka bez upadków w dwie strony.

Ja w przejściu na "batmana" ;)

Drugiego dnia mieliśmy dużo więcej czasu pochodzić i się powspinać.

Basia wstająca z Chongo-mount

Marcin kompletuje swoje pierwsze przejście w dwie strony

Płynne przejścia

Highlinowanie w górach jest bardzo wyjątkowe. Takiej atmosfery nie da się uświadczyć nigdzie indziej. Obcowanie z przyrodą dookoła daje ogromną satysfakcję i radość. Podczas przejścia mamy świadomość, że robimy coś wyjątkowego w przepięknym krajobrazie. Jest to uczucie ciężkie do opisania.

Skupienie w pełnym palącym słońcu

Piotrek na swoim pierwszym highline w górach

Marcin powtarza przejście

Basia z nieodłącznym aparatem

Trochę wspinania.. Basia na drodze "O La Va" VI.1

Pogoda trafiła nam się wyśmienita. Właściwie to przez większość dni towarzyszył nam upał (przez pierwszą część tygodnia cały czas lało). Po takim aktywnym dniu, pobudce o 7 rano, highlinowaniu i wspinaniu wyglądaliśmy dokładnie tak:

Bo przecież czasami trzeba odpocząć, albo się przespać ;)

Basia Sobańska podsumowuje:
Mimo, że jesteśmy napięci to organizm w pewnym momencie mówi stop! Najgorętsze godziny w ciągu dnia trzeba przeleżeć w cieniu!

Moje ostatnie przejścia na taśmie były takie jak chciałam: płynne i stabilne bez żadnego wychylania się na bok i dekoncentracji. Tylko pomyśleć, że będąc ostatnim razem na tym hajku ledwo mogłam na nim wstać.

Przepiękna ekspozycja Sokolików
 
 Coraz stabilniejsze przejścia
 
Nie było to moje pierwsze przejście highline w Sokolikach. Wcześniej miałam okazje przejść kilka razy również krótszego highline, którego można powiesić obok o nazwie "6th Avenue" (15m dł., 30m wys.).
 
 
Chongo Mount na "6th Avenue" Highline w Sokolikach fot. Karolina Skalska
 
 Marcin Cybulski również skompletował FM na"6th Avenue" rok wcześniej
fot. Karolina Skalska
 
Marcin Cybulski wstawiał się w „AAARGH!!!” highline po raz drugi w życiu. Tym razem zakończyło się niezwykle owocnie. Oprócz swoich przejść spróbował pierwszy raz eksponowanego double-knee drop. Bardzo nas tym zaskoczył, ponieważ jest to naprawdę trudny trick do zrobienia w tak dużej ekspozycji.

    Eksponowane double-knee drop Marcina

Jakoś trzeba wrócić ;)

Basia Sobańska wykonała swój najlepszy exposure-turn (zwort w stronę ekspozycji). Jest to bardzo trudny ruch, ponieważ tracimy z oczu nasz punkt orientacyjny w który patrzymy się podczas całej drogi przejścia.

    Basia Sobańska zwrócona w kierunku ekspozycji


Nastał moment w którym trzeba było się pożegnać.

Nasze piękne grupowe zdjęcie ;)

Mieliśmy w planach powieszenie jeszcze jednego highlina, dużo dłuższego, lecz ze względu na zbyt dużą ilość ludzi pod skałą musieliśmy przełożyć nasz plan na następny raz.
Pod względem trudności i wagi naszych plecaków był to najcięższy trip. W ostatni dzień musieliśmy przejść kawałek, aby złapać pociąg do Wrocławia. Mój plecak ważył około 35 kg, a Marcina około 45 kg. Przyznaję się, że w 30 stopniowym upale ledwo z nim do tego pociągu doszłam.

Nasze "drobne" bagaże

Nasze plecaki były tak ciężkie, że nie sposób było je nawet wrzucić na półkę bagażową. Przeżyliśmy zabawną sytuacje kiedy podeszła do nas starsza babka z jakimś mężczyzną i oburzyła się, że zajmujemy tyle miejsca. Marcin odpowiedział jej, że te plecaki są zbyt ciężkie i że jak chce mogą spróbować je podnieść i wrzucić na górę. Od razu oddalili się chyłkiem ;)

 Węzły przydają się również na zepsute okno w pociągu
 

Nie ma nic piękniejszego i przyjemniejszego niż takie wyprawy w góry. Jedyne co przychodzi do głowy to.. "Więcej takich akcji!" :)